Historia ślubu Weroniki i Mateusza zaczęła się od tego, że nie mieliśmy terminu. I to Dzikie wesele w Szczyrku miało nie odbywać się z naszym udziałem. Po prostu kompletna klapa, klęska i tragedia. Po tym nastąpiła kolejna klapa bo super miła para, która ten termin zabookowała okazała się nie istnieć. I tak oto konkurencja zapoznała się z naszą umową. Choć wydawać może się Wam to kuriozalne to takie rzeczy na prawdę mają miejsce. Dla nas to zupełna abstrakcja, wyjście do prawnika nie kosztuje tyle czasu, co prawda za konsultację trzeba zapłacić ale i tak uważamy, że warto.
Tak czy inaczej. My już mocno poirytowani jesteśmy z jednej strony, po drugiej stronie Weronika, która myślała, że nie musi szukać fotografa wkurzona, że jednak musi szukać. Długo się nie zastanawialiśmy, chwciliśmy za telefon i dzwonimy. Może jeszcze nie wybrali nikogo. Szybkie przedstawienie sytuacji, fakt kiedy mówi się o tym na głos – bo wiecie … ktoś zarezerwował termin i pod pretekstem zawarcia umowy po prostu chciał poznać jej treść – brzmi to jeszcze bardziej idiotycznie – i tak właśnie się czuliśmy jak skończeni idioci. A na to wszystko Weronika wpada w szał, po drugiej stronie druta jest euforia. Werka mówi że super, ekstra, że w takim razie oni z Matim chcą i że za….ście.
Sami nie wierzymy w to co właśnie się wydarzyło. A kilka miesięcy później spotkaliśmy się na sesji narzeczeńskiej w Beskidach.
Sesja narzeczeńska przed ślubem
Sesja narzeczeńska pozwoliła nam poznać bliżej ich a Weronice i Mateuszowi pozwoliła poznać nas. Nigdy byśmy sobie nie darowali gdyby nasze spotkanie nie doszło do skutku. Ta dwójka to jest kompletny ogień. Wiedzieliśmy, że szykuje się na prawdę znakomite wesele. Werka na kilka tygodni przed ślubem dopiero wybrała suknię, bo tak bardzo nic ją nie porwało wcześniej. Z pomocą przyszła oczywiście Madonna Katowice i jak zawsze suknia była idealna. Do tego rasowa ramoneska. Po Weronice można się było tego spodziewać, w końcu kobieta ognista i charakterna to i ramoneska pasowała perfekcyjnie. Mateusz kiedy ją zobaczył w dniu ślubu oniemiał z wrażenia.
Eleganckie wesele w Szczyrku
Po ceremonii w rodzinnym kościele wszyscy goście pojechali na wesele do Szczyrku. A Weronika i Mateusz mając przed sobą wizję ponad 40 minut przyjmowania życzeń stwierdzili, że żołądki mają zbyt puste więc gości wyprawili do Szczyrku a siebie do Maka. Zanim wszyscy dojechali, zrzucili płaszczyki i znaleźli swoje stoliki Weronika i Mati byli już na sali. Wesele w Szczyrku ma ten niezaprzeczalny atut, że jest w czym wybierać jeśli chodzi o miejsce przyjęcia. Tym razem wybór padł na Białą Różę – to ta największa, najjaśniejsza z największym parkingiem i w doborowm towarzystwie biedronki. Możecie wierzyć lub nie – kompletnie ta biedrona nie przeszkadza. Sala jest piękna, przestronna, na piętrze z tarasem i z wejściem od zupełnie innej strony.
Wesele w Szczyrku – dzika impreza z DJ-em
Mamy taką sprawdzającą się praktycznie zawsze zasadę, jeśli życzenia są intensywne – ludzie są rozemocjonowani, ściskają się, śmieją, mówią więcej niż wszystkiego najlepszego i buziak na trzy to impreza będzie iście epicka. I tu zasada zadziałała niczym najlepszy algorytm. Od pierwszej chwili był totalny ogień. Od pierwszej nuty, nie tam że od pierwszego tańca. Kiedy Weronika i Mateusz tylko przekroczyli próg sali i Dj wjechał z pierwszym kawałkiem goście już dawali czadu. A potem to już był kompletny ogień.
W ciągu pierwszych dwóch godzin imprezy zostaliśmy przygnieceni do ścian przynajmniej z sześć razy, zdeptani, trafieni łokciem w nos niezliczoną ilosć razy, ale sami też byliśmy w centrum tego szaleństwa skacząc jak zwariowani. Ekipie tempo podkręcał nasz ulubiony DJ na wesele – Dj Sebastian. Z każdą godziną było mocniej i bardziej i bardziej i szybciej. Nawet babcie seniorki nie wysiedziały przy stolikach tylko bawiły się w najlepsze.
A kiedy przyszło nam kończyć… to aż poetycko zabrzmiało… no więc kiedy kończyliśmy reportaż po oczepinach to impreza już tak szalała, że baliśmy się że parkiet zapadnie się razem ze wszystkimi do tej biedronki piętro niżej. Na szczęście strop wytrzymał a impreza poprawinowa następnego dnia była tak samo dzika jak dzika była pierwszego dnia i jak dzicy są Werka z Matim i całą ekipą
2 odpowiedzi
Świetny reportaż – gratuluję
Świetna kolorystyka i piękne kadry 😉